„Pokonanie jakiejkolwiek trudności zawsze sprawia tajemniczą radość, ponieważ oznacza odsunięcie granicy i zwiększenie wolności.”- Henri Frederic Amiel
Na Rohaczu Ostrym.
Już z dużą niecierpliwością wyczekiwałam na nasz kolejny wyjazd w Tatry...Choć gdybym znała plany Andrzeja, pewnie ta niecierpliwość byłaby zdecydowanie mniejsza 😂
Już pierwszy dzień dostarczył mi sporych emocji, drugi również , trzeci mocno deszczowy spędziliśmy na zwiedzaniu zakopiańskich muzeów. Aż wreszcie pogoda się ustabilizowała na chwilę i nadszedł TEN MOMENT .
Rohacze widziałam już z każdej możliwej strony, pooglądałam mnóstwo filmików z przejścia słynnego "Rohackiego Konia", przeczytałam fachowe przewodniki i mniej fachowe blogi 😉i ciągle nie byłam pewna czy bardziej chcę czy bardziej się boję.
Parkovisko pod Spálenou - Rakoń
Wyruszyliśmy z doskonale nam znanego, z wcześniejszych wypadów w Tatry Zachodnie, Parkoviska pod Spálenou ( bardzo duży parking, gastronomia, wc, kolejka kanapowa całoroczna) Pierwszy odcinek drogi aż do Ťatliakovej chaty prowadzi asfaltem. Nie lubię tego odcinka, bo zawsze rano jak idziemy są mgły, żadnych widoków i te cztery kilometry plus 300 metrów przewyższenia strasznie mi się dłuży. Tym razem przynajmniej dorodne kruszczyki umilały nam drogę. Wyjątkowo dużo ich tu rośnie.
Kruszczyk rdzawoczerwony- delikatność o delikatnym zapachu wanilii.
Niby ma dzisiaj być przyzwoita pogoda, ale ...jakieś ciężkie powietrze. Plecak wydaje mi się, że waży więcej niż zwykle.
W Bufecie Rohackim Andrzej próbuje poprawić mi nastrój kofolą 😉Tym razem nawet magiczny napój nie pomógł. Dopiero pojawiające się wreszcie widoki przy podejściu na Rakonia oraz plecak lżejszy o litrową butelkę z piciem (która wylądowała w plecaku Andrzeja) spowodował wzrost kondycji i humoru 😀
Takie widoczki z zielonego szlaku na Rakoń
Prednie Zelene i Zelene
Dolina Smutna i bohaterowie dnia czyli Rohacze ukryte w chmurach (może, to i lepiej , że nie widzę od samego początku ich ostrej skalistej grani, bo mogę się łudzić, że nie będzie źle 😂)
Wchodzimy na Sedlo Zábrať (1656 m). Niebo zaczyna się przejaśniać, a miejscami pokazują się jasne słoneczne plamy. Chmury zaczynają się podnosić do góry, odsłaniając coraz to więcej. Trudno oderwać wzrok od tego magicznego widoku.
Sedlo Zábrať (1656 m)Ale dzisiaj nie mamy czasu na gapienie się w chmury. Sporo do przejścia przed nami. Najpierw na rozgrzewkę Rakoń .
Chmury i góry 😍- magia
Powoli z tych białych kłębów wynurzają się Rohacze.
Tam daleko w tych chmurach czekają na mnie groźne Rohacze. Z tej perspektywy wyglądają niesamowicie ...czarne ściany najeżone skalistymi turnicami, poprzecinane wąskimi szczerbami. Bardzo staram się nie myśleć, jak będą wyglądać z bliska 😱
Rakoń - Wołowiec
Rakoń wita nas zimnymi podmuchami wiatru. Lipiec wysoko w górach potrafi zaskoczyć lodowatym tchnieniem zimy. Ubieramy kurtki i kaptury. Kilka zdjęć i szybko idziemy dalej w stronę potężnego Wołowca.
Na Rakoniu1879 m. Z widokiem na Wołowiec.
Za przełęczą Zawracie widać kopulasty Wołowiec (faktycznie wygląda jak grzbiet jakiegoś olbrzymiego woła).
I wreszcie w całej okazałości pokazuje się nam "Orla Perć" Tatr Zachodnich. Od lewej Rohacz Ostry potem Rohacz Płaczliwy, Smutna Przełęcz a za nią Trzy Kopy i Hruba Kopa.
Na miejsce śniadania zdecydowanie wybieram stronę z widokami na łagodny Trzydniowniański Wierch 😉na Rohacze to się jeszcze dzisiaj napatrzę 😂
Po krótkiej przerwie idziemy dalej. Choć podejście na Wołowiec jest dość strome, wchodzi się szybko. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z tą górą- odbyło się w warunkach wiosenno-zimowych, dzień wcześniej byliśmy na Kozimi Wierchu i widząc z daleka masyw Wołowca byłam przekonana, że absolutnie żadną siłą nie dam rady tam wejść...a jednak. Możecie o tym przeczytać https://andrzejijagoda.blogspot.com/2021/07/grzes-rakon-i-woowiec-czyli-tatry.html . Już wtedy Andrzej wiedział, że będę na Rohaczach ...A ja w tamtym momencie,w życiu bym w to nie uwierzyła...No cóż, nawet stojąc tuż przed nimi w to nie wierzyłam.
Z widokiem na Rohackie Stawy
Stamtąd przyszliśmy. W dole Rohacka Dolina a nad nią łagodny grzbiet Rakonia.
Po prawej widok na grań Otargańców z najwyższą Jakubiną. Przed nią Jąrząbczy Wierch a na pierwszym planie Łopata. Na ostatnim planie w chmurach Starorobociański Wierch.
Na Wołowcu.
Z Wołowca ( pod warunkiem, że jest pogoda) rozciągają się przecudne widoki w każdą stronę. Oczywiście wzrok najbardziej przyciągają znajdujące się tuż, tuż obok Rohacze.
Rohacze z Wołowca i doskonale widoczny szlak na nie.
Rohacz Ostry i Rohacz Płaczliwy
Pięknie się wypogodziło, po porannych ciężkich chmurach nie ma już śladu. Widoczność jak żyleta. Schodzimy do Jamnickiej Przełęczy. Przy ścieżce dorodne rdesty wężowniki swoją różowością ożywiają ciemną zieleń kosówki. Po jednej stronie w dolinie błyszczą Rohackie Stawy a po drugiej Jamnickie Stawy. Sielanka wprost...Tylko te upiorne Rohacze coraz bliżej 😉
Dolina Jamnicka i Jamnickie Stawy.
Rohacze coraz bliżej ....
Już widać ludzi pod wierzchołkiem. Dokładnie przed pierwszymi łańcuchami. Przed słynnym Rohackim Koniem z udziałem którego, obejrzałam mnóstwo filmików na you tube.
Póki co napawam się cudnymi widokami i myślą, że zawsze mogę powiedzieć, że dalej nie idę (przynajmniej na początku)
Po lewej Smutna przełęcz i Smutna Dolina przez którą, będziemy wracać (po przejściu Rohaczy) W tym momencie odległa dla mnie o 100 lat świetlnych 😂Nad nią wznoszą się Trzy Kopy i Hruba Kopa . Potem oddzielony głęboką Banikowską Przełęczą sterczy Pachoł a bardziej w prawo Spalona, za nią Salatyny i na końcu Brestowa. W dole widać dwa Rohackie Stawy.
Rohacz Ostry w całej okazałości.
Żarty się skończyły, albo jak mówi Andrzej "dobrze już było". Strome podejście zdecydowanie wymaga używania rąk. Telefon ląduje w plecaku i jedynie Andrzej dokumentuje "moje pierwsze wejście na Rohacza" . Po drodze mija nas grupka w której jest parę starszych dzieci. Od razu robi mi się lepiej, bo myślę, że skoro one dały radę to ja raczej też powinnam ..Ale opiekun szybko rozwiewa moją nadzieję, tłumacząc, że właśnie wracają, bo za trudno ...
W końcu dochodzimy do słynnego Rohackiego Konia, o którym tyle się naczytałam i naoglądałam. To ponoć najtrudniejsze miejsce ... 😶Siedzi tu grupa dziewczyn w kaskach na głowach i patrzą jak sobie radzą inni. W końcu stwierdzają, że to nie dla nich .
Andrzej nie pozwala mi się długo zastanawiać. Wchodzimy. Łapię łańcuch. Skupiam się maksymalnie na trzymaniu się trochę skał, trochę łańcucha. Łańcuch jest luźny i nie czuję się przy nim pewnie. Skały wydają mi się stabilniejsze. Nie rozglądam się. Nie patrzę w dół.
Już...Już przeszłam Rohackiego Konia??? Niemożliwe. Przecież wcale nie było strasznie.
Fragment rohackiego konia - skalna płyta, spora ekspozycja, luźny łańcuch. Spora dawka adrenaliny murowana.
Teraz z perspektywy przejścia całej "Orlej Perci" Tatr Zachodnich mogę stwierdzić, że zdecydowanie to nie jest najtrudniejszy fragment. Ale to również sprawa bardzo indywidualna.
Moment dumy po przejściu rohackiego konia . (zaraz przy pierwszym kominku ubezpieczonym łańcuchami moją dumę i godność diabli wezmą a Andrzej po raz drugi w życiu usłyszy, że jednak potrafię kląć jak szewc w poniedziałkowy ranek😂)
Na razie promienieję szczęściem i zadowoleniem, bo widoki są cudne a wędrówka skalistą granią sprawia mi mnóstwo radochy.
Już widać czubek Rochacza Ostrego, ale żeby się tam znaleźć trzeba pokonać kominek ubezpieczony łańcuchami, znajdujący się w tej skale na końcu.
Dokumentacji z kominka na ma, bo ... walka z moim "nie dam rady" zajęła Andrzeja skutecznie.
To że, wdrapałam się tam i po za paroma siniakami na nogach i obtarć na łokciach, żadnych obrażeń innych nie doznałam to wyłącznie zasługa Andrzeja i mojego anioła stróża. Myślę, że obaj łapali się za głowę widząc moje poczynania 😂😂😂
Na Rohaczu Ostrym 2088 m.
Za nami widać pierwszy wierzchołek Rohacza a pomiędzy nimi znajduje się charakterystyczna i widoczna z daleka szczerba.
Widok na Rohacza Płaczliwego
Wejście na szczyt to dopiero połowa sukcesu. Jeszcze trzeba z niego zejść. I to jest ten moment, kiedy za skarby świata nie wrócisz, bo wiesz co tam jest ale możesz iść do przodu z nadzieją, że gorzej nie będzie 😂😂😂
Za nami ta łagodniejsza wersja Tatr Zachodnich czyli Rakoń i Wołowiec.
Pierwszy "róg" Rohacza widoczny z drugiego
Hmm....czyżby znowu kominek i łańcuch 😱
Po przejściu tego byłam przekonana, że nigdy więcej nikt, żadna siła czysta czy nieczysta a nawet sam Andrzej nigdy nie namówi mnie do dotknięcia jakiegokolwiek łańcucha
No ...sama nie wiem jak to się stało ❓❓❓ że, niecały miesiąc później była już Banówka cała obwieszona żelastwem 😂(ale o tym w kolejnym poście)
Prawdę mówiąc, wszystkie negatywne emocje w takich okolicznościach bardzo szybko mi mijają.
Po chwilowym buncie, " po ... (dorośli mogą sobie tu wstawić odpowiednie słowo😂) mi to potrzebne" , endorfiny biorą górę i uśmiech wraca, bo jak tu się nie zachwycać tymi widokami, a ile radości daje dotyk szorstkiej skały pod dłonią i wędrówka ostrą skalistą granią ...😍
Widoki są tak piękne, że jednak wyciągam telefon z plecaka, żeby te magiczne momenty utrwalić na dłużej😍
W drodze na drugiego Rohacza.
Dalszy szlak na Rohacza Płaczliwego to przyjemna wędrówka. Trochę po grani, trochę trawersem.
Ze ścieżki widać dobrze całą grań Otargańców i dolinę Jamnicką (to tam po raz pierwszy miałam wątpliwą przyjemność oglądać niedźwiedzia z bliska) . Horyzont zamyka wał Tatr Niżnych.
Po prawej stronie Rohacz Ostry a za nim w głębi Wołowiec i Rakoń.
Przed nami sama przyjemność czyli Rohacz Płaczliwy ( bez żadnych łańcuchów, kominków, skalnych koni itp...)
W dole jeden z Rohackich Stawów
Wymarzona pogoda do zdjęć. Średnio z takiego dnia jak ten, razem mamy około 800 zdjęć. (telefony plus lustrzanka czasem dwie) I jak tu zdecydować, które są NAJ 😐❓
Każde zdjęcie to jakiś moment, jakieś wspomnienie 💖....Z Rohaczem w tle 😉
I stąpając twardo po ziemi ...
Z pomocą wszystkich czterech kończyn ...😉Wchodzimy na Rohacza Płaczliwego.
Już widać wierzchołek drugiego Rohacza
Jest !!! Mamy drugiego Rohacza
Z wierzchołka niesamowita panorama. Widoki takie, że po prostu brak słów, żeby to opisać. usiadłam na kamieniu i po prostu patrzyłam ...
Kontemplację górskiej panoramy przerwał mi atak psich uczuć 💓🐕Nawet na wysokości 2126 m. można być "narażonym" na zalizanie 😂😂😂
Na pierwszym planie Rohacz Ostry, za nim po lewej Wołowiec a po prawej grań Otargańców.
W stronę Doliny Rohackiej i Rohackich Stawów w głębi w centrum kadru Osobita
I dalsza część "Orlej Perci" Tatr Zachodnich - Trzy Kopy, Hruba Kopa i Banówka.
I nadszedł ten moment, że dalej będzie już tylko w dół. I to miejscami bardzo w dół ...
Zejście z Rohacza Płaczliwego.
Granitowe rumowisko wielkich głazów bywa zdradliwe. Trzeba uważnie patrzyć gdzie postawić nogę i czego się złapać. Ale po wcześniejszych "atrakcjach" to już sama przyjemność. Nie czuję jeszcze zmęczenia, adrenalina działa ...
Przebieg szlaku nie zawsze jest oczywisty. Trzeba uważać, bo z jednej strony grań zakończona jest pionową ścianą.
Po lewej stronie widać dalszy przebieg szlaku do Smutnej Przełęczy i zygzakami w dół do Smutnej Doliny.
Smutna Dolina.W dole daleko, daleko ścieżka, którą będziemy wracać .
Na tym przyjemnie trawiastym kawałku, na chwilę przysiadamy, żeby uzupełnić kalorie i płyny. Przed nami wznosi się potężna grań Barańców z którą, też mamy trochę fajnych wspomnień (To jedna z tych gór, która uczyła mnie, że mogę dużo więcej , niż mi się wydaje). Zimny wiatr, szybko nas stąd wygania. Jeszcze przed przełęczą pojawia się kolejny skalisty wierzchołek wypiętrzenia o nazwie Nohavica, szlak sam szczyt lekko trawersuje ale po chwili wraca na grań i po skałach sprowadza do Smutnégo sedla
Dolina Smutna
Wreszcie pojawia się charakterystyczna tabliczka z grzybkiem. Jesteśmy na przełęczy. Adrenalina gdzieś wyparowała i czuję spore zmęczenie. Chyba bardziej emocjami niż kilometrami.
Smutna Przełęcz i cała grań, którą przeszliśmy- Wołowiec, Rohacz Ostry i Płaczliwy i ostatnia Nohavica.
Początek podejścia pod Trzy Kopy. Miesiąc później z tego miejsca znowu ruszyliśmy na grań ...
A tymczasem czeka nas jeszcze ponad siedem kilometrów, żeby dojść do parkingu. I nie będą to łatwe kilometry, ponieważ szlak od przełęczy aż praktycznie do ujścia Smutnej Doliny zniszczony jest przez lawiny. Zmęczone nogi nie chcą omijać porozrzucanych głazów.
Na szlaku w Smutnej Dolinie.
Słońce jest coraz niżej. Jeszcze plamami oświetla zbocza, ale w dolinie jest już zimno. Mimo, że to lipiec mam na sobie trzy warstwy odzieży. Marzą mi się już tylko dwie rzeczy: gorący prysznic i grzane piwo. Góry bardzo minimalizują potrzeby 😂😂😂
Pionowe ściany Rohaczy wznoszą się nad doliną. I dalej trudno mi uwierzyć, że tamtędy parę godzin wstecz przechodziłam. Są takie groźne i majestatyczne.
Natomiast dolina o tej porze roku przypomina kwiecisty ogród.
Wielkie różowe baldachimy miłosnej górskiej porastają wilgotne miejsca w dolinie. Intensywność kolorów i cisza przerywana tylko dźwiękiem toczących się z góry kamieni...Czuję się trochę jak Alicja w krainie czarów. Wszystko jest takie nierealne.
Wśród żółtych starców Andrzej wypatrzył niebieskie ostróżki.
Ostróżka wyniosła Ostróżki tatrzańskie
Natura tworzy najpiękniejsze ogrody 🌺🌺🌺
Rozejście szlaków w Smutnej Dolinie. Zielony szlak idzie w stronę Rohackich Stawów a niebieski, którym my idziemy, podąża do Ťatliakovej chaty (Bufet Rohacki).
Słońce maluje na złoto zbocza gór i czubki świerków, tworząc obrazy godne mistrzów.
Czarna Młaka lub inaczej Tatliakowe Jeziorko
Bufet Rohacki - wstać z tej ławki to wręcz próba charakteru 😂
Z tyłu zostają dwa Rohacze. Dwa szczyty, których się bałam a jednocześnie bardzo chciałam tam być. Kawałek "Orlej Perci" Tatr Zachodnich...i chwile, które na zawsze zostaną w nas ... (Choć myślę, że wspomnienia Andrzeja dość mocno różnią się od moich 😂😂😂aczkolwiek emocji oboje mieliśmy pod dostatkiem 😁ja od pokonywania trudności, Andrzej od patrzenia w jaki sposób to robię 😂😂😂)
Mój najlepszy tatrzański przewodnik 🧡🧡🧡
Komentarze
Prześlij komentarz