Grześ, Rakoń i Wołowiec czyli Tatry wiosną część 2

 Sezon wakacyjny ma to do siebie, że strasznie kurczy się czas. Miałam ambitny zamiar prowadzić tego bloga na bieżąco ...no cóż zamiar pozostał jedynie zamiarem😉 ciekawych wyjazdów jest mnóstwo, ale i pracy z przygotowaniem, opracowaniem trasy, wyszukaniem ciekawostek i rzeczy istotnych również. A oprócz wycieczek jest jeszcze tak zwana proza życia ⏰💻📄🐕🐈

W tym poście cofnę się o miesiąc ...do czerwcowego wyjazdu w Tatry. Dzień pierwszy jest   tutaj https://andrzejijagoda.blogspot.com/2021/06/wiosenno-zimowy-kozi-wierch-tatry-czesc.html

Dzień drugi:

Dzień drugi ma to do siebie, że boli. Boli dźwięk budzika, kiedy po wysiłku z poprzedniego dnia organizm domaga się snu, boli łydka, udo i parę innych rzeczy przy przemieszczaniu się, boli również świadomość, że dzisiaj wcale nie będzie mniej kilometrów do przejścia ....A jednocześnie nawet przez moment nie pojawiła się myśl, żeby dzisiaj nigdzie nie iść. Jesteśmy w Tatrach tutaj każdy dzień nie spędzony w górach jest dniem straconym. Dość wczesnym rankiem jedziemy przez śpiące Zakopane. Startujemy z Siwej Polany. Taka pora ma dużą zaletę, mianowicie mnóstwo wolnych miejsc parkingowych. Zostawiamy samochód na parkingu tuż koło budki z biletami do Tatrzańskiego Parku Narodowego, przy której, już kłębi się dziki tłum. A tuż za szlabanem za chwilę odjedzie nasze pięć kilometrów mniej !!! (przez część Doliny Chochołowskiej jeździ traktor z wagonikami szumnie nazwany "kolejka Rakoń") . No. muszę przyznać, że w tym momencie Andrzej mocno mi zaimponował szybkością działania. Szczegóły pominę 😂 a w efekcie w momencie znaleźliśmy się w już ruszającym wagoniku zaoszczędzając parę kilometrów dreptania doliną. Niestety, nadszedł moment kiedy trzeba było pozycję siedzącą zmienić na wyprostowaną i ruszyć do przodu.

Droga w Dolinie Chochołowskiej
Bacówki na Polanie (można w nich kupić oscypki i bundz). 
Otwierające się widoki na okoliczne szczyty uprzyjemniały dość monotonną wędrówkę doliną. I pozwalały skupić się na czymś innym, niż skutki wczorajszego wdrapywania się na Kozi Wierch. Aczkolwiek w plecaku ciągle tkwiły raki, co dawało mi pewność, że dzisiaj również atrakcji nie zabraknie.
Chochołowskie Mnichy
Polana Chochołowska
Kaplica na Polanie Chochołowskiej

W głębi Kominiarski Wierch
Żółty szlak na Grzesia zaczyna się nieopodal Schroniska na Polanie Chochołowskiej. Wcześniej stoi kilka malowniczych bacówek i na skraju polany piękna drewniana kaplica zbudowana z surowych desek i pokryta gontem. Idąc doliną czułam mięsień strzałkowy, piszczelowy, brzuchaty i każdy inny znajdujący się w łydce 😂 boczny, krawiecki i pośladkowy też poczułam jak tylko teren zaczął się lekko wznosić ...

Grześ 1653m

Początkowo szlak łagodnie wspinał się do góry wygodną ścieżką między drzewami. Mimo wczesnej pory, całkiem sporo osób mijaliśmy lub nas mijało po drodze. Im wyżej tym więcej szczytów było widać. 

Początek wygląda całkiem niewinnie 😉
Potem jest trochę bardziej pod górę 😉

Andrzej jak zwykle był niezastąpiony przy identyfikacji poszczególnych widoków. Z jego wiedzy nie ja jedna korzystałam 😉, bo często turyści widząc a raczej słysząc kogoś kto wie o czym mówi, pytali się o przebieg trasy tej lub innej. 

👀 Takie widoki towarzyszyły nam na podejściu na Grzesia

Cały czas myśląc w duchu, że wyjdę tylko na Grzesia i żadna siła nie zaciągnie mnie dalej, pokonywałam kolejne metry. A od skrętu na Przełęcz Bobrowiecką ścieżka zaczyna się piąć ostro w górę. Po kilkunastu minutach wchodzimy w piętro kosodrzewiny. Najczęściej kiedy wydaje mi się , że już zaraz będzie szczyt to okazuję się, że to tylko pierwszy wierzchołek a ten właściwy jest jeszcze dalej i jeszcze wyżej. I jest wreszcie szczyt. Szybkie zdjęcie pod tablicą, kiedy tylko zwolni się miejsce i można odpocząć.



Tylko dziwne....bo zmęczenie jakby znikło. Przestaję pamiętać o bolących mięśniach...nawet przychodzi mi do głowy, że ten Rakoń to może nie tak daleko, wysokość już mamy zrobioną...szkoda schodzić. Ale ta wielka kopuła Wołowca, widoczna w oddali to absolutnie nie. Wykluczone. Daleko, wysoko, trzeba zejść do przełęczy i potem znowu do góry...i jeszcze ten śnieg, którego tam pełno. No, może jeszcze wejdę na tego Rakonia, żeby Andrzej nie myślał, że taka cienka jestem 😉
Bliżej Rakoń a dalej ogromny Wołowiec 

Rakoń 1897 m

Na Rakoń prowadzi niebieski szlak, bardzo przyjemną granią, wśród kosodrzewiny.

Szlak na Rakoń
Raz jest trochę w dół, drugi raz lekko w górę ale nawet się tego nie zauważa, bo wokół piękne szczyty. Jeszcze, gdzie nie gdzie, w żlebach leży całkiem sporo śniegu co kontrastuje z temperaturą iście letnią.
Jest wszystko...i słońce i śnieg..
Towarzyszy nam widok na Rochacze. Na ich ostrą i postrzępioną grań ...  Z tymi Rohaczami i moją osobą Andrzej ma związane plany, którymi oczywiście dzieli się ze mną. W takich momentach ulegam jakiemuś swoistemu podziałowi na dwie różne osoby. Jedna się cieszy, super, nowe doświadczenia, świetna zabawa Hurra!!! Druga mówi, chyba zwariowałaś, wybij sobie z głowy, nie dasz rady, po co Ci to ... Jak do tej pory zdecydowaną przewagę ma ta pierwsza 😉
I tutaj padają słowa " Tam są Rohacze. Tam pójdziemy następnym razem"

Jesteśmy na Rakoniu. Jakoś tak szybko i nieodczuwalnie. Czuję niedosyt.

                 Na Rakoniu 


Spoglądam na Wołowiec. Wielka kopuła, na którą prowadzi szlak przez ogromne płaty śniegu. Wracać się ?? Stąd ? Na Grzesia? Tam już byłam 😀. Idziemy do przodu. Jest jeszcze opcja zejścia przed Wołowcem do Wyżniej Doliny Chochołowskiej. 

Walka wewnętrzna😉. Po lewej stronie  Wołowiec i szlak do niego prowadzący ..
Na pierwszym planie Pan od atrakcji, w dole Dolina Rohacka a nad nią oczywiście Rohacze Ostry i Płaczliwy 

Wołowiec 2062 m

Schodzimy na długą przełęcz Zawracie. W dużej części jest pokryta grząskim śniegiem.

Przełęcz Zawracie pomiędzy Rakoniem a Grzesiem
Cały czas widzę ludzi mozolnie wspinających się na szczyt Wołowca, po takim samym śniegu. Zaczyna być trochę trudniej. I oczywiście już nie ma mowy, żebym odpuściła. Z dziką radochą wykorzystuję wczorajsze doświadczenie nabyte na Kozim Wierchu i bez trudności i stresu pokonuję podejście na Wołowiec.
Podejście na Wołowiec
Jestem zmęczona ale tu mi już jak najbardziej to zmęczenie przysługuje, bo jakby nie było to trzeci szczyt w dniu dzisiejszym i nie byle jaki. 2062 m Wołowca pozwalają umieścić go w książeczce tatrzańskich dwutysięczników😁
Na Wołowcu
Endorfiny robią swoje i dopada nas lekka głupawka. Biegamy na bosaka po zalegającym na szczycie śniegu , momentami zapadając się po uda 😆. Ech, nie chce się stad schodzić. (oczywiście już nie pamiętam jak bardzo nie chciało mi się tu wchodzić)

Potężny Wołowiec króluje nad trzema dolinami; Chochołowską, Rohacką i Jamnicką i na wszystkie cztery strony rozciągają się fantastyczne górskie panoramy. Najbliżej ostra grań Rohaczy. No, cóż po nacieszeniu oczu widokami, trzeba wracać.
Widoki z Wołowca
Śliski, rozmiękły śnieg i wystające spod niego miejscami kamienie sprawiał trochę trudności przy schodzeniu. Ale to było nic w porównaniu z zejściem do Wyżnej Doliny Chochołowskiej zielonym szlakiem ...Zejście szlakiem to w tym wypadku przenośnia. Owszem jest tam szlak, jednak na chwilę obecną był on przykryty ogromnym płatem śniegu na baaaardzo stromym zboczu i wyglądał mocno lawinaście. Trochę udało się zejść trawiastym zboczem, na którym już słońce wytopiło śnieg. A resztę stromizny po śniegu na mocnym hamulcu 😁 Sporo osób siadało na mało szlachetnej części ciała i po prostu zjeżdżało w dół po mokrym śniegu. Nam udało się pokonać zbocze w klasycznym stylu czyli na nogach 😉 a raki w tym czasie spokojnie odpoczywały sobie w plecaku ...Nie, żebyśmy o nich nie pamiętali (mają swój ciężar) ale po prostu przy takim przekładańcu raz trawa, raz śnieg nie było sensu bawić się z ich zakładaniem.
Zejście do Wyzniej Doliny Chochołowskiej 
Po zejściu w granicę kosówki, czekała na nas niespodzianka. Krokusy. W czerwcu! To wyjątkowo długo zalegający w tym roku śnieg, sprawił, że rośliny, które powinny pojawić się kilka tygodni wcześniej, dopiero teraz miały szansę zakwitnąć. 
Tatrzańskie Krokusy
Powroty zawsze są męczące. Droga się dłuży. Nogi nie chcą iść a tu jeszcze wiele kilometrów do Siwej Polany. Ominęliśmy schronisko. Pół Polski przyjechało w Tatry na długi weekend czerwcowy i większość z przybywających preferowała degustacje różne w schroniskach. Więc tłok tam był nieprzeciętny. Na szczęście zdążyliśmy się załapać na traktoro-kolejkę i w gronie mocno rozbawionych turystów dotarliśmy do parkingu. Marzyłam tylko o prysznicu i wygodnym łóżku.. Niestety, to nie było takie proste...Przejazd do Białki Tatrzańskiej przez zatłoczone Zakopane i okoliczne miejscowości trwał półtorej godziny zamiast pół😑 Na szczęście następny dzień miał być REGENERACYJNY. Tylko, o ja naiwna, nie miałam pojęcia jak bardzo różni się pojęcie regeneracji Andrzeja od mojego 😂 Ale o tym w następnym poście ...
Kominiarski Wierch w promieniach zachodzącego słońca 😍

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Siwy Wierch - wędrówka wśród skał i kwiatów

Zamek Jasenov -warownia na krańcach Wyhorlatu

Rohacz Ostry i Rohacz Płaczliwy - "Orla Perć" Tatr Zachodnich część I