Gniazdo najwyższych szczytów Bieszczadów Zachodnich na powitanie wiosny..
W tym roku przedłużająca się zima, zmobilizowała nas do działań radykalnych. Postanowiliśmy pozbyć się jej definitywnie, zgodnie ze starym obyczajem utopić w bystrej wodzie, żeby szybko popłynęła do morza.
Jak (nie) skutecznie utopić Marzannę
W sobotę wieczorem podeszłam do zadania z pełną powagą. Zrobiłam Marzannę, z bladym licem, białymi warkoczami w długiej powłóczystej sukni. Wypisz, wymaluj zima. Wybraliśmy jeszcze miejsce wykonania wyroku i kukła powędrowała na półkę. Jakoś nawet nie zrobiliśmy jej fotki, bo nazajutrz miał powstać film z jej udziałem ...Wybraliśmy jeszcze tylko miejsce wykonania wyroku i poszliśmy spać.
Rano, lekki pośpiech , bo jednak trochę drogi przed nami i do przejechania i do przejścia. Ambitnie postanowiliśmy uczcić pierwszy dzień wiosny, nie tylko mordem marzanny vel zimy, ale również przejściem bieszczadzkiego klasyka. Nic mnie nie tknęło , kiedy Andrzej wspominał, że ma wiać...jakieś tam 6-7 m/s. Za oknem świeciło słońce, dusza rwała się do przestrzeni.
W tym całym porannym zamieszaniu, prawie, że zapomnieliśmy o Marzannie. Niemal uszła z życiem, ale nie, przypomniałam sobie, że przecież priorytetem jest pozbycie się zimy. Na moją determinację, bez wątpienia wpływał widok z dnia poprzedniego
Stuposiany to miejsce idealne na ostateczne pożegnanie z zimą. (bieszczadzki biegun zimna, najniższa odnotowana temperatura to -37, ale legendy mówią nawet o -41)
Nazwa miejscowości pochodzi od zbiegu dwóch rzek, tu Wołosaty wstępuje do Sanu ( Sianu- jak rzekę nazywali Bojkowie)
Nazwa miejscowości pochodzi od zbiegu dwóch rzek, tu Wołosaty wstępuje do Sanu ( Sianu- jak rzekę nazywali Bojkowie)
Znajduje się tutaj parking i zadaszona wiata, skąd już tylko parę kroków i możemy zobaczyć miejsce połączenia wód.
Zeszliśmy nad brzeg Wołosatego i już wiedziałam, że nie będzie łatwo, bo woda była przy brzegach zamarznięta, a bystry nurt, gwarantujący sukces, mocno oddalony .Świadoma odpowiedzialności wzięłam rozmach i....kukła wylądowała częściowo w wodzie ale niestety z głową na lodzie. Nie mogłam tego tak zostawić 😂 Skoro nie poszło topienie, można jeszcze ukamieniować. Nawet nie wiedziałam, że potrafię być taka destrukcyjna 😂. Udało się jeszcze parę metrów popchnąć ją do przodu i znów utknęła...nie wiem czy udałoby się Andrzejowi oderwać mnie od niedokończonej egzekucji, gdyby nie jakiś mały chłopiec, który się tam pojawił i z duuużą ciekawością przyglądał się naszym poczynaniom. Niestety dokumentacja zawiodła, filmik się nie nagrał...ale może to i lepiej, nie ma dowodów na moje zachowanie, które myślę, że wiele osób przyprawiłoby o stan co najmniej osłupienia 😲
Przez Przełęcz Bukowską
W Wołosatym na parkingu całkiem sporo samochodów. Widać, wiele osób skuszonych słoneczną pogodą postanowiło wejść na Tarnicę. Stąd prowadzi najkrótszy i najłatwiejszy szlak niebieski na Królową Bieszczadów -opis szlaku w tym poście
My tym razem wybraliśmy wersję trudniejszą i dłuższą. Piękna trasa z mnóstwem widoków, ale dla osób z dobrą kondycją.
Z Wołosatego aż na Przełęcz Bukowską prowadzi droga, początkowo z widokami na Tarnicę, później przez las. Wzdłuż drogi rozstawione są, aż do przełęczy stacje drogi krzyżowej, którą rokrocznie w Wielki Piątek idą pielgrzymi.
Tarnica - widok z drogi na Przełęcz Bukowską
W oddali widać charakterystyczne siodło Tarnicy, nad którym unoszą się pióropusze ze śniegu. Z tej perspektywy bardzo malownicze, a co oznaczają z bliska, dowiem się bardzo szybko 😀 Szlak prawie pusty. Trasa nieco monotonna, nużąca ale jednak na tych ośmiu kilometrach nabieramy trochę wysokości, bo Przełęcz Bukowska to już 1107 m.n.p.m. Po drodze już kolejne dzisiaj spotkanie z Wołosatym, który tutaj jeszcze jako potok Wołosatka spływa z południowych stoków Kopy Bukowskiej.
Dochodzimy do wiaty stojącej przy szlaku na Przełęczy Bukowskiej. Czas na drugie śniadanie i gorącą herbatę. Jeden z niewielu spotkanych dzisiaj wędrowców , informuje nas, że tam wyżej pięknie widać ale wieje jak ...... Mina Andrzeja sugeruje pełną świadomość tego JAK WIEJE, ja natomiast nie mogę uwierzyć w szalejącą wichurę, której tutaj się zupełnie nie odczuwa. Niemniej grzecznie zakładam na siebie jeszcze dodatkową wiatroszczelną kurtkę i gogle.
Cudnie. Widoczność dobra. Widać Bieszczady Wschodnie w całości leżące na terenie Ukrainy z najwyższym szczytem całych Bieszczadów- Pikujem (1408m.n.p.m), bliżej nas Kińczyk Bukowski 1251m.n.p.m .
Na ostatnim planie wystaje czubek Pikuja
Przez Rozsypaniec i Halicz
Z punktu widokowego wracamy na szlak i już za chwilę jesteśmy na Rozsypańcu (1280m.n.p.m) Moja lustrzanka odmawia współpracy 😠, na całe szczęście Andrzej z pełnym poświęceniem, narażając się na odmrożenie palców u rąk, na wyrwanie przez wyjący wicher zdejmowanych rękawiczek, na zmrożone kryształki śniegu bijące po oczach , dokumentuje to szaleństwo. Już zaczynam rozumieć co oznacza w górach prędkość wiatru ponad 100km/h. I te widoczne z dołu wirujące na szczytach białe tumany śniegu.
Po chwili ogarnęłam technikę chodzenia, tak żeby nie dać się zdmuchnąć w dół. Początkowa lekka panika, że przecież nikt normalny nie chodzi przy takiej pogodzie po górach , bo się nie da, ustępuję miejsca niesamowitej mieszance emocji...zachwytu, poczucia własnej siły, radości że się czegoś takiego doświadcza ...adrenalina działa 😉 jak narkotyk ..I to może być przyczyną dużych kłopotów osób o nieco słabszej kondycji fizycznej. Bo z gór trzeba jeszcze wrócić, to że w tym momencie dajemy radę to nie oznacza, że za dwie, trzy godziny, po przecieraniu zawianego szlaku, po pokonywaniu kolejnych przewyższeń i walce z wichurą tych sił nam jeszcze wystarczy. Tutaj trzeba naprawdę dobrze obliczyć siły na zamiary. I w razie, gdy nie jsteśmy pewni swoich możliwości, zrezygnować z pętli. Z Halicza jeszcze możemy zawrócić tą samą drogą, później zostaje nam tylko iść do przodu ...
Niezmordowany dokumentator za nim z lewej strony Tarnica.😍
Z Przełęczy Bukowskiej na Halicz jest około godziny drogi, 2,3 km. W dobrych warunkach nic wielkiego, przy niesprzyjającej pogodzie spore wyzwanie. Wiatr spycha ze szlaku, próbuje rzucić o wystające skały, trudno utrzymać równowagę i iść do przodu.
Halicz 1333 m.n.p.m . Panorama dookoła. Widać najwyższe szczyty Bieszczadów Zachodnich i Wschodnich . Trzeci pod wzglądem wysokości szczyt w polskiej części Bieszczadów. Jak podają stare kroniki węgierskie to tutaj zbiegały się granice trzech Państw Polski, Węgier i Rusi. Ustne przekazy wspominają również o zbójcach, którzy na Haliczu urzędowali, co powodowało jego złą sławę u okolicznych mieszkańców. Jesteśmy na szczycie sami, co mnie jakoś wcale nie dziwi 😉 I nawet po zakotwiczeniu się w bezpiecznym miejscu, mogę popatrzeć co widać. A widać mnóstwo.
Nie dam się zdmuchnąć 😀
Od prawej strony na pierwszym planie Kopa Bukowska, głębiej za nią Bukowe Berdo, z lewej strony Krzemień a w głębi za nim Połonina Caryńska i na ostatnim planie słabo widoczna Połonina Wetlińska
Wiosna w Bieszczadach 😉 |
Jeszcze rzut oka do tyłu na Rozsypaniec, który już został za nami. I trzeba iść dalej, przed nami jeszcze parę punktów programu 😉
Do przodu....
Myślałam, do tego momentu, że już gorzej być nie może , myliłam się .... potem było tylko straszniej. Po drodze spotkaliśmy dwie osoby idące w stronę Halicza. Zapytałam jak dalej wygląda szlak, bo zauważyłam raczki na butach, które do tej pory były zbędne. Pani, po wyrzuceniu z siebie paru niecenzuralnych słów na temat bytności jej tutaj, udzieliła konkretnych informacji, dzięki czemu miałam możliwość przynajmniej psychicznie przygotować się na to co będzie dalej... Na trawersie przez Krzemień wiatr wiał nam nie z boku, jak do tej pory, tylko prosto w twarz, więc siłą rzeczy ruch do przodu wymagał większego wysiłku, ale ten sam wiatr nawiewał również śnieg na szlak ,który trzeba było przecierać, średnio przy każdym kroku zapadałam się po kolano, a czasami i głębiej. Każdy, kto choć raz w takich warunkach przemierzał górski szlak, wie ile to kosztuje energii.Zawsze w plecaku mam glukozę, lub inne takie świństwo w żelu, żeby w razie czego się wspomóc. I tym razem musiałam z tego skorzystać. Jeszcze czekało nas zejście na Przełęcz Goprowców i strome podejście na Przełęcz pod Tarnicą.
Nazwa tej przełęczy, była początkowo nazwą potoczną , pochodzącą od funkcjonującej tu w sezonie turystycznym dyżurki GOPR-u. Od roku 2009 stała się nazwą oficjalną, pojawiająca się na mapach. A rok później dyżurka przestała w tym miejscu działać ...no, cóż przynajmniej nazwa została .
Słońce schodzi coraz niżej, oświetlając szczyty miękkim światłem. Wiatr już nie jest taki silny...pod wieczór nawet wiatr osłab 😉
Z tyłu za nami zostaje poszarpana grań Krzemienia(1335m), a przed nami ostatnie podejście na przełęcz pod Tarnicą, która pięknie wygląda przy zachodzącym słońcu...To tylko mały skok w bok od przełęczy ..Kusi, ale tym razem nie. Jesteśmy zmęczeni. Zejście z przełęczy jest miejscami strome i oblodzone więc rozsądek bierze górę. Zresztą już tej zimy byliśmy na Tarnicy. Dzisiaj tylko z daleka podziwiamy Królową.
Jeszcze trochę pod górę a potem już tylko w dół 😀 Tymczasem przed naszymi oczami zaczyna dziać się magia zachodzącego słońca... Nisko nad horyzontem, promieniami maluje góry na lekko różowawy kolor a cienie coraz bardziej się wydłużają.
Jesteśmy na przełęczy pod Tarnicą. Zmęczona jestem, ale tym dobrym zmęczeniem, po solidnej porcji wysiłku, z pełnym prawem do jego odczuwania 😉, lubię ten stan. Ktoś, kto nie chodzi po górach nie wiem czy potrafi to zrozumieć ...
Andrzej poluje obiektywem na śniegowo-lodowe potwory
Zostawiamy za sobą Tarnicę. Jeszcze krótki odpoczynek i małe co nieco 😋
Tarnica jeszcze oświetlona słońcem ale na szlak już zaczyna się wkradać mrok i jego nieodłączny towarzysz -ziąb.
Ostatnie spojrzenie do tyłu.
Udało nam się jeszcze bez czołówek dotrzeć na parking. 23 kilometry cudownego wędrowania po bieszczadzkich szlakach. Dzisiaj łatwo nie było, ale za to ciekawie, momentami trudno i jak zawsze w górach pięknie 😍
Komentarze
Prześlij komentarz