Zawoje -poszukiwania starego cmentarza
Beskid Niski jak sama nazwa sugeruje raczej wysokościami nie słynie. Nie znajdziemy tu widokowych szczytów (oprócz paru bardzo nielicznych wyjątków) ale też nie będziemy się przeciskać w tłumie turystów, co się nie raz w sezonie zdarza, na tych bardziej popularnych szlakach. Lubię Beskid Niski właśnie za tą dzikość, za miejsca gdzie żywej duszy nie uświadczysz przez cały dzień wędrówki, za mnóstwo tajemnic i historii
Kwintesencja Beskidu Niskiego czyli łagodne, zalesione pagóry 😉Od dość dawna interesuję się wioskami, które opustoszały w wyniku wysiedleń. Wiem o nich całkiem sporo. Kiedyś podczas rozmowy z kolegą przewodnikiem padła nazwa Zawoje, poczułam zdziwienie. Zawoje 😕? Wiem gdzie była wieś Zawój ale Zawoje??? I jeszcze tam jest zachowany stary cmentarz!! Po prostu musiałam tam być. Co prawda kolega coś wspominał o trudnościach z dostaniem się tam. Jakaś ogrodzona własność prywatna, jakiś bród na rzece ...Co tam. Damy radę. Na mapie są ścieżki zaznaczone, łatwizna😁
Dzień 1 listopada był jak najwłaściwszy, aby odwiedzić stary cmentarz. Tym razem pojechaliśmy w towarzystwie młodzieży, czyli mojej córki i jej kolegi. Droga w miarę zbliżania się do celu wyraźnie traciła na jakości. Ostatni odcinek od wioski Puławy Dolne do parkingu Andrzej pokonywał slalomem , wybierając dziury, które wyglądały na przejezdne, omijając te wyglądające na nieprzejezdne. Za te wszystkie boczne drogi też kocham Beskid Niski, niestety obawiam się, że ani Andrzej ani samochód akurat tego nie podzielają 😉
Mapa wyraźnie mówiła, że mamy dwie możliwości, dłuższą ścieżkę przez mostek i las, zboczem góry oraz drugą krótszą przez bród na rzece. Wisłok spływający spod granicznej Kanasiówki tutaj już ma całkiem sporą szerokość. Woda choć płytka to jednak 1 listopada nie zachęcała do kąpieli, ani nawet do zmoczenia nóg. Wybraliśmy dłuższą trasę. Trochę błotnistą, mocno zarośniętą ścieżką ruszyliśmy pod górę. Z żalem zostawiałam rosnące prawie tuż pod nogami dorodne rydze, myśląc że pozbieram wracając (ha ha ha). Ścieżka bardzo szybko przestała być wyraźna, a potem przestała być w ogóle 😀 No, ale od czego jest mapa i GPS w telefonie. Szliśmy pod górę, słuchając z lekką satysfakcją mocno zdyszanego oddechu młodzieży próbującej za nami nadążyć. Widok ogrodzenia w środku lasu nawet mnie nie zdziwił, wiedziałam, iż miejsce ze starym cmentarzem jest na terenie prywatnym. Dla nas lepiej, pójdziemy wzdłuż ogrodzenia, choć słowo "pójdziemy" nie oddaje rzeczywistości. Przedrzemy się przez płożące jeżyny, zarastające chaszcze i powalone konary to określenie zdecydowanie lepiej opisuje naszą dalszą trasę.
Ścieżki ani śladu, za to parowów do pokonania całkiem sporoW miejscu gdzie według mapy i naszych wyliczeń powinny zaczynać się tereny dawnej wsi Zawoje trzeba było podjąć decyzję. Ogrodzenie póki co końca nie miało, za to miało ślady nielegalnego przekraczania, więc albo popełniamy wykroczenie(chyba znamion przestępstwa to jeszcze nie miało) i nielegalnie wejdziemy na tereny diabli wiedzą czyje albo nici z poszukiwań. Gdyby nie obecność nieletnich, nie wahałabym się ani chwili a tak przez moment przemknęła mi przez głowę myśl o dawaniu przykładów dzieciom 😂 tudzież o wściekłych brytanach pilnujących czegoś za ogrodzeniem ale ciekawość prawie natychmiast wzięła górę...tym bardziej, że było tam dalej widać łąki z kępami drzew czyli potencjalne cerkwisko. Po przedostaniu się na drugą stronę i pokonaniu krzaków wyszliśmy na łąkę. Rosnące tu i ówdzie stare drzewa owocowe upewniły nas, że szukamy w właściwym miejscu. Byliśmy na terenach dawnej wsi Zawoje.
Bardzo często jedynie stare drzewa owocowe znaczą ślady dawnych domostwRozglądamy się za cmentarzem. Według mapy, powinien być za tymi drzewami. Idziemy w tamtą stronę. Widać między drzewami jakieś barwne plamy. Przychodzi nam do głowy, że być może ktoś jakieś sztuczne kwiatki położył na dawnych grobach, ale niestety dostanie się tam nie jest łatwe. Od sąsiedniej górki na której znajduje się to dziwne "coś" oddziela nas głęboki jar, dołem którego płynie potok, wśród bardzo błotnistych i stromych zboczy. Żeby się tam dostać musimy iść do miejsca w którym da się przejść na drugą stronę. Wracamy pod górę. Przechodzimy za ogrodzenie i idziemy wzdłuż niego. Nie ma wyjścia, musimy stromym zboczem zejść w dół, przejść potok i wdrapać się znów pod górę. Jest stromo. Bardzo przydają się elementy ogrodzenia za które służą za "poręczówkę". Bez tego udogodnienia próby wejścia mogłyby się skończyć widowiskowymi zjazdami w dół 😁. Ja oczywiście coraz lepiej się bawię. Ale podejrzewam, że moje dziecko po raz kolejny upewnia się, że do normalnej matki mi daleko 😂. Na górze widać znowu ślady forsowania ogrodzenia. Wiadomo, jak ktoś przełaził to coś tam musi być. Przechodzimy i my. Bingo. Jest ! Najpierw trafiamy na podmurówkę, potem na sklepienie piwnicy.
PodmurówkaPozostałości dawnej piwnicy
Ale cmentarza nie ma. Wszystko zarośnięte. Chętnie pobuszowałabym tam dłużej, ale niestety listopadowe dni są krótkie i trzeba iść dalej. Przez moment zastanawiamy się czy nie wrócić tą samą drogą. Ale z mapy wynika, że jesteśmy blisko drugiej ścieżki, no i ciągle nie odnaleźliśmy celu dnia.
Promienie jesiennego słońca stworzyły niesamowitą oprawę dla tego miejsca. Kolorowe liście na drzewach i mnóstwo żywej zieleni barwinka pod nogami ożywiały to miejsce. Doznania z pogranicza metafizyki ...przemijanie jesiennych liści....wieczna zieleń barwinka...coś znika, by się odrodzić , coś trwa pomimo wszystko
Komentarze
Prześlij komentarz