Ślady przeszłości - Tworylne
Bieszczady to nie tylko wysokie połoniny, to także kraina dolin...Trudno dzisiaj uwierzyć, że w okresie międzywojennym to właśnie ten obszar miał największą gęstość zaludnienia. W dolinach wzdłuż rzek ciągnęły się wioski, zamieszkałe w większości przez Rusinów, nazywanych tutaj Bojkami. Nie było to łatwe życie. Ziemia nieurodzajna, kamienista, klimat surowy, nie pozwalały na uprawę roli. Na niewielkich spłachetkach pól rozłożonych na zboczach gór, rosło trochę owsa, konopi i brukwi, ziemniaków i grochu. Za to rozległe połoniny pozwalały na hodowlę wołów i owiec. Zycie ciężkie ale na "swoim".
Druga wojna światowa i następne lata tuż po niej całkowicie zmieniły oblicze tej bieszczadzkiej krainy. Najpierw w latach 1944-46 w wyniku umowy o wymianie ludności nastąpiły pierwsze wysiedlenia, te były jeszcze dobrowolne, wspomagane tylko "kijem" i "marchewką". Apogeum nastąpiło podczas "Akcji Wisła". Wiele wiosek przestało wtedy istnieć. Ludzi wypędzono, chyże spalono albo rozebrano, ten sam los nieco później spotkał również większość cerkwi z tych miejscowości. Dzisiaj te miejsca stają się atrakcją turystyczną, ludzie szukają śladów domostw, cerkwisk, cmentarzy, nie zawsze świadomi ile bólu, łez i cierpienia, kryje się w tych pozostałościach...
Obcując na co dzień z historią tego regionu, za każdym razem kiedy wchodzę na tereny nieistniejącej wioski mam w głowie zupełnie inny obraz niż to co widzą moje oczy...Widzę, kryte słomianą strzechą chyże, kwitnącą w ogródkach smotrawę, widzę kobiety w lnianych 'soroczkach' z kolorowym haftem, spieszące do cerkwi, żeby przed Hodegetrią lub Pantokratorem złożyć prośby i podziękowania. Mężczyzn siedzących na kobylicy z ośnikiem w ręce. Lub w kapeluszu i czuchani z frasobliwą miną zapatrzonych w niebo, bo przecież od niego wszystko zależy ...czy spadnie deszcz i trawa będzie zielona a woły syte, czy wreszcie swaty przyjdą do córki, czy ojczulek starowinka przetrwa jeszcze jeden przednówek ...
Jedną z takich nieistniejących wiosek jest Tworylne. Odwiedziliśmy je w pewną styczniową niedzielę. To jedno z tych miejsc do, których chce się wracać co jakiś czas, żeby posłuchać ciszy...
Nasz spacer doliną Sanu rozpoczynamy od mostu w miejscowości Rajskie. Śnieg skrzy się w promieniach pokazującego się za chmur słońca. Rzeka tworzy malownicze zakola, przepływając pod zboczami Otrytu.
Sypki śnieg pod nogami zdecydowanie wpływa na tempo poruszania się, szczególnie moje, gdyż Andrzej przezornie uzbroił się w rakiety. No i oczywiście nasza pasja fotograficzna bywa przyczyną częstych postojów. No, ale jak nie uwiecznić rudbeki nagiej, pięknie jednak ubranej, co prawda tylko w śniegową czapeczkę 😉
Komentarze
Prześlij komentarz