Jagnięcy Szczyt -czyli jak Tatry rzuciły na mnie urok ...

" Dla jednych góry są tylko rumowiskiem głazów, dla innych najwspanialszą architekturą, wzniesioną ponad przemijaniem i trwaniem, dla innych wiecznym niedosytem i niespełnieniem. Czym będą dla was-od was zależy" 

Tak o górach pisał Władysław Krygowski, a dobrze wiedział co pisze, bo to jeden z bardziej zasłużonych ludzi dla rozwoju polskiej turystyki górskiej. Krajoznawca, autor przewodników, na których wychowało się już niejedno pokolenie górołazów.

Za oknem zima, w tej swojej gorszej odsłonie. Marznący deszcz ze śniegiem, słońca nie widać od paru dni...To nie jest pogoda na chodzenie po górach. Ale osoba, która zapadła na nieuleczalną chorobę górską i tak będzie tęsknić i planować i czekać na moment, kiedy padanie hasło "jedziemy"😃 Wtedy, momentalnie wszystko nabiera innych proporcji. 
Póki co, dzisiaj wspominkowo o pięknych wrześniowych Tarach.

Po intensywnych wyjazdowo wakacjach, po ślęczeniu godzinami nad mapami, po tych wszystkich przygotowywaniach do BARDZO WAŻNEGO EGZAMINU, nadszedł moment kiedy nasz mózg na widok panoramek, notatek i szlaków odmawiał współpracy 😉 i potrzebny był tak zwany reset. Tary doskonale się do tego nadawały. Andrzej kusił mnie już jakiś czas, pokazując zdjęcia pięknych turni, szczytów oblanych słońcem, kozic i świstaków. No, ale co innego oglądać na zdjęciach a co innego własnymi oczami.
  Początek września obiecywał piękną pogodę ( i nie kłamał😀). Pojechaliśmy. Ja z mnóstwem wątpliwości, bo do tej pory chodziłam raczej tylko po przyjaznych Beskidach. Ale też jak zwykle z ciekawością i chęcią przeżycia czegoś nowego. Padło na Jagnięcy Szczyt 2230m.n.p.m
położony w słowackiej części Tatr Wysokich.

Ranek przywitał nas piękną pogodą. Zostawiliśmy samochód na parkingu i żółtym szlakiem ruszyliśmy doliną, którą płynie Kieżmarska Biała Woda. 
W Tatrach żeby wdrapać się na jakiś szczyt, trzeba niestety najpierw przejść przez ciągnącą się kilka kilometrów dolinę. Doliny są bardzo urokliwe, ale zabierają czas, no i trochę siły. 
Im wyżej, tym piękniejsze widoki, pokazują się naszym oczom. Dochodzimy do Schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim. Jest pięknie. Staw otaczają wysokie szczyty i turnie. Rozsądek nakazuje patrzeć się pod nogi, no ale jak, skoro Andrzej co rusz pokazuje jakiś wielkie szczyty z pionowymi ścianami, na których był. Mały Kieżmarski Szczyt, Durny Szczyt, Baranie Rogi...

Po krótkim odpoczynku, przy schronisku idziemy dalej i wyżej ...😃

Górska ścieżka prowadziła nas pomiędzy kosodrzewiną, widoki obłędnie cudne...Wrześniowe słońce dość mocno przypiekało, no ale ten błękit nieba ...i te szczyty, tak piękne i jednocześnie groźne, rekompensowały małe niedogodności typu brak oddechu na podejściu, pot spływający hektolitrami, nie tylko z czoła 😍 ale, właśnie wtedy dotarło do mnie , że mi się to podoba , że chcę więcej i więcej i stan ten trwa nadal 😀
Widoczny szlak prowadzi na Kołowy Przechód. Ale zanim się tam znajdziemy, przechodzimy obok Czerwonego Stawu Kieżmarskiego , gdzie stojący w wodzie kamienny leżak zaprasza do odpoczynku
 Po drodze mijamy kilka kozic górskich, jak widać raczej nie życzą sobie wspólnych zdjęć😉
W dole widać Mokry Stawek. Szlak staje się coraz bardziej kamienisty. Zanika kosówka, za to pojawiają się wielkie głazy. Przez które trzeba przejść, albo obejść. Uwidacznia się potrzeba używania wszystkich czterech kończyn😀
 No i ŁAŃCUCHY...mój pierwszy raz, kiedy będę korzystać z tego ułatwienia. Jest sporo ludzi na szlaku, więc grzecznie stoimy w kolejce, jednocześnie przyglądam się jak robią to inni ...Hmmm, robią różnie. Jest!!! Wdrapałam się po łańcuchach ... Chyba widać to zadowolenie i dumę 😁

Po drugiej stronie Przełęczy Kołowej widok zapiera dech w piersiach. Jest tak pięknie, że nawet całkiem spora ekspozycja nie robi na mnie większego wrażenia. Za to te wszystkie szczyty w zasięgu mojego wzroku już tak. Przepadłam. Już zawsze będę za tym tęsknić. Czar zadziałał 😍

Odczuwam zmęczenie. Przed samym Jagnięcym Szczytem poddaję się. Znajduję sobie wygodne miejsce z boskimi widokami i czekam na Andrzeja, który spacerkiem wchodzi na szczyt. Zazdroszczę mu kondycji. I tego szczytu, szczególnie z perspektywy czasu, wiem już, że po odpoczynku dałabym radę, ale wtedy jeszcze nie byłam pewna na ile mnie stać. A wychodząc na szczyt, trzeba jeszcze o tym pamiętać, że to nie koniec, że droga powrotna jest równie długa ...
                                Andrzej na Jagnięcym Szczycie a poniżej miejscówka Jagody 
Jeszcze rzut oka na widoczne doskonale Tatry Bielskie i wracamy .....
W drodze powrotnej nad szczytami pojawiły się chmury otulając te najwyższe miękką bielą.
Goryczka trojeściowa przyciąga wzrok intensywnym niebieskim kolorem wyróżniającym się wśród zielni kosodrzewiny. 
  
Kraniec Zielonego Stawu i jednocześnie początek Zielonego Potoku
I już wiadomo skąd nazwa Zielone Pleso 😉 W oddali od lewej strony schowany w chmurach Mały Durny Szczyt, Czarny Szczyt, Kołowy Szczyt i Jastrzębia Turnia a ja, zapewne tęsknym wzrokiem spoglądam na Mały Kieżmarski Szczyt 😍 Urok rzucony działa jak należy 💗💗💗 Jestem zakochana w Tatrach i z każdym pobytem coraz bardziej.... jak na razie to dość trudna miłość i czasem nawet zaboli jakimś zakwasem 😉 ale w zamian dająca mnóstwo zachwytów i pozytywnej energii.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Siwy Wierch - wędrówka wśród skał i kwiatów

Zamek Jasenov -warownia na krańcach Wyhorlatu

Rohacz Ostry i Rohacz Płaczliwy - "Orla Perć" Tatr Zachodnich część I